Rozpoczął się proces ws. doprowadzenia do wybuchu gazu w katowickiej plebanii
Mężczyzna w środę nie przyznał się do winy. Potwierdził natomiast, że zaplanował z rodziną samobójstwo; szczegółowych okoliczności poprzedzających wybuch nie pamięta. W wyniku eksplozji ranne zostały trzy osoby. W gruzowisku znaleziono ciała żony oraz córki oskarżonego, które razem z nim mieszkały w budynku. Oskarżony nie odpowie za doprowadzenie do ich śmierci, bo - jak wynika z opinii biegłych - przyczyną ich zgonu było wcześniejsze zatrucie lekami.
Na pierwszej rozprawie w Sądzie Rejonowym Katowice-Wschód sędzia Anna Seweryn odebrała w środę wnioski pokrzywdzonych i zdecydowała o odczytaniu aktu oskarżenia. Śledztwo prowadziła Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Doprowadzony z aresztu 75-latek odpowiada za sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa eksplozji gazu ziemnego oraz nieumyślne doprowadzenie do eksplozji, w wyniku czego doszło do zawalenia się budynku probostwa, a dwójka dzieci i ich ojciec doznali obrażeń ciała.
Mężczyzna zasiadający na ławie oskarżonych sam został poważnie ranny w wybuchu, wiele dni spędził w szpitalu. Zatrzymano go w marcu, został aresztowany. Jak akcentuje prokuratura, w toku śledztwa zgromadzono obszerny materiał dowodowy - przesłuchano świadków i zasięgnięto licznych specjalistycznych opinii biegłych. Ustalili oni, że przyczyną eksplozji w budynku probostwa był wypływ gazu do pomieszczeń mieszkalnych zajmowanych przez rodzinę oskarżonego.
W środę oskarżony Edward D. nie przyznał się do zarzuconego mu czynu. Odpowiadając na pytania sądu potwierdził m.in. wcześniejsze zeznania ze śledztwa, że żona, on i córka uzgodnili samobójstwo - wobec choroby żony oraz sytuacji finansowej. Zażyli tabletki, ale rano się obudzili. Opowiadał, że chyba okleił okna i chyba włączył kuchenkę gazową, potem chyba wyszedł z psami. Kolejnych zdarzeń nie pamiętał.
W ocenie prokuratury dowody zgromadzone w śledztwie, w tym opinia biegłego z zakresu gazownictwa wskazują, iż oskarżony celowo rozszczelnił instalację gazową w swoim mieszkaniu, co spowodowało wypływ gazu. Przeprowadzone dowody nie pozwoliły na ustalenie, czy zainicjowanie wybuchu było wynikiem celowego działania czy przypadku.
W wyniku wybuchu obrażeń doznała mieszkająca w tym budynku rodzina: dwójka dzieci i ich ojciec. W gruzowisku znaleziono ciała dwóch kobiet - żony i córki 75-latka. Na podstawie szczegółowych opinii biegłych ustalono, iż zasadniczą przyczyną zgonu dwóch kobiet było zatrucie lekami, które zażyły wcześniej - nie było podstaw do przyjęcia, że osoby te żyły w momencie wybuchu.
W jego efekcie parafia ewangelicko-augsburska poniosła straty na łączną kwotę ponad 6 mln zł. Wybuch uszkodził także okoliczne budynki i samochody, m.in. kościół parafii ewangelicko-augsburskiej oraz budynek Szkoły Podstawowej (szkoda ponad 700 tys. zł), Zespół Szkół Przemysłu Spożywczego (szkoda ponad 900 tys. zł). Łącznie status pokrzywdzonego prokurator przyznał 19 osobom fizycznym i innym podmiotom.
W środę m.in. pokrzywdzona rodzina z budynku plebanii wniosła m.in. o pokrycie kosztów zniszczonego samochodu, których nie pokryło ubezpieczenie, zadośćuczynienie oraz koszt terapii psychoterapeutycznej dla członków rodziny. Rodzina ta wniosła o występowanie w procesie w charakterze oskarżycieli posiłkowych; oskarżycielem posiłkowym jest też parafia ewangelicko-augsburska.
W trakcie śledztwa podejrzany nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Grozi mu kara do lat 10 więzienia. Edward D. w środę zapowiedział złożenie wyjaśnień, jednak nie w obecności mediów. Stwierdził przy tym, że odpowie tylko na pytania sądu i swego obrońcy. Sąd wyznaczył w środę trzy terminy kolejnych rozpraw.
Do wybuchu doszło 27 stycznia 2023 r. ok. 8.30 w Katowicach-Szopienicach. W gruzowisku odnaleziono ciała 69-latki i jej 40-letniej córki. Ich mąż i ojciec został przewieziony do szpitala. Rodzina ta mieszkała na plebanii i przed laty zajmowała się kościołem.
Kilka dni po wybuchu media poinformowały, że otrzymały list podpisany przez całą tę trójkę, który został wysłany do redakcji krótko przed tragedią. Była w nim zapowiedź rozszerzonego samobójstwa. Autorzy listu napisali, że będąc w ciężkiej sytuacji o pomoc zwrócili się do księdza, u którego zamieszkiwali i dla którego pracowali; czuli się przez niego oszukani.
Informację o nieporozumieniach w plebanii potwierdził wtedy proboszcz parafii oraz biskup diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego Marian Niemiec. Jak informował biskup, konflikt pomiędzy rodziną, która miała napisać list a parafią trwał od lat, jego tłem były kwestie finansowe. Spór oparł się o sąd, który przyznał rację parafii. Jak opisywał biskup, rodzina, która przed laty zajmowała się kościołem, mieszkała w plebanii i była utrzymywana przez parafię, nie płaciła czynszu czy za media; od lat nie zajmowała się już kościołem.(PAP)
autorka: Julia Szymańska
jms/ mtb/ kon/ apiech/